Podobno Irlandia jest rajem dla
miłośników surfingu…
Tego dnia wiało tak, że nie byłam
w stanie ustać w miejscu. Lało tak, że widoczność była praktycznie zerowa.
Jednym słowem idealna pogoda dla wszystkich surferów.
Mogłabym patrzeć godzinami na zapaleńców, którzy uprawiają
ten sport. Tak samo fascynuje mnie surfing, windsurfing i kitesurfing. Jest w
tym jakaś magiczna siła, wygląda to jak walka człowieka z siłami natury, którą można wygrać.
Bardziej od zbierania grzybów, wolę cały ten klimat towarzyszący
wrześniowym wyprawom do lasu. Jest cudownie cicho, wesoło, rodzinnie i z
obowiązkową przerwą na kanapki.
Hasło tegorocznego festiwalu Artloop brzmiało: RELAX
+ REKREACJA.
Zrelaksowani wydawali
się najbardziej panowie o pokaźnych brzuchach, którzy chętnie odsłaniali swoje
wdzięki na działanie promieni słonecznych. O dziwo festiwal obfitował również w
inne atrakcje, na przykład znakomity koncert zespołu Portishead. Dla kinomanów przygotowano
liczne pokazy, między innymi film „20 000 dni na ziemi” pokazujący jeden
dzień z życia Nicka Cave’a oraz film „Szukając Vivian Maier” o nieodkrytym za życia geniuszu
fotograficznym pewnej szalonej niani. Dla niespełnionych burżujów pojawiła się
nie lada gratka, mianowicie możliwość wskoczenia w ciuchach do mięciutkiego łóżka
w Grand Hotelu, a wszystko to za sprawą tajemniczego pokoju 419. Na koniec dnia warto było podreptać do pensjonatu
Eden, w którym w odległości zaledwie kilku centymetrów od stłoczonej
publiczności, rozgrywał się spektakl Anny Baumgart pt. „Generał i dziewczyna”.
PS. Za wszelkie inspiracje do powyższego tekstu odpowiada przewodnik "Hobby i rekreacja" by KRECHA!